A1, B2 CZY C1? POZIOM ZNAJOMOŚCI JĘZYKA OBCEGO - SKOŃCZ PROSZĘ W KOŃCU Z TĄ OBSESJĄ

W tym poście chciałabym się odnieść do klasyfikacji znajomości (kompetencji językowych) języka obcego według Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego, ESOKJ (ang. Common European Framework of Reference for Languages, CEFR) i tego dlaczego źle to pojmujemy.

Klasyfikację przyjęła Rada Europy, wprowadzając sześć poziomów oznaczonych wielką literą i dodatkowo cyfrą: 

A1 – początkowy/początkujący, 

A2 – podstawowy/przed średniozaawansowanym, 

B1 – niższy średniozaawansowany, 

B2 – wyższy średniozaawansowany, 

C1 – zaawansowany, 

C2 – biegły/profesjonalny. 

Z czego poziom A1 odpowiada najmniejszej biegłości, a poziom C2 – największej.

Tyle tytułem wstępu. A teraz do sedna.

Po pierwsze przedstawiona powyżej klasyfikacja jest SZTUCZNYM podziałem (w końcu jakoś trzeba było ustandaryzować poziomy znajomości języka, stworzyć jakiś ogólny punkt odniesienia) - i dobrze! Jeśli podejdziemy do tego zdroworozsądkowo z nutą dystansu to wręcz świetnie.

Niestety, wiele osób wcale nie podchodzi do tego tak lekko... Dlaczego?

Po pierwsze jesteśmy przyzwyczajeni do standaryzowanych książek do nauki a one przecież są określone A1, A2, B1, etc. Poza tym przecież zdajemy certyfikaty FCE, CAE, IELTS, które także wpisują się w przedstawioną powyżej klasyfikację. ALE! To, że przerobimy jakąś tam książkę - nieważne czy w szkole, czy na kursie czy samemu, to nie oznacza wcale, że jesteśmy na poziomie tego podręcznika (!). Nie da się wpakować całego poziomu języka (obojętnie czy z półki A, B czy C) do 1 książeczki, która na dodatek składa się z zadań abcd czy uzupełniania luk. I tym sposobem przechodzimy do punktu drugiego. 

Po drugie mamy często mylne wyobrażenia na temat tychże poziomów. W oczach większości osób wygląda to mniej więcej tak: poziom A jest utożsamiany z umiejętnością przedstawienia się, liczenia w języku obcym, znajomości podstawowych przymiotników (old, new, nett, gut) i nazw dni tygodnia. Z kolei średniozaawansowany to już coś więcej niż poziom A, wtedy człowiek nawet sobie jakoś radzi, coś tam mu się myli a poziom zaawansowany to w ogóle level master i trzeba totalnie wymiatać. "Wiadomą" sprawą jest, że w sumie to się do poziomu C nie umie mówić, bo albo "nie trzeba" (grrrr!). Bo przeca to za niskie poziomy żeby trzeba było płynnie mówić... Oczywiście podpuszczam Was! Wiem, że wiele osób tak myśli bo i ja kiedyś też tak myślałam... I've been there, done that... A tymczasem muszę wyprowadzić Was z błędu, skoro i mnie kiedyś olśniło...

Płynnie mówić powinniśmy być w stanie na każdym poziomie zaawansowania! Tak, na podstawowym również! Ba! Na każdym poziomie powinno się być w stanie rozmawiać w zasadzie na każdy temat! Weźmy sobie coś całkowicie bazowego, jak umiejętność mówienia o sobie:

Na poziomie podstawowym mówienie o sobie w jakimkolwiek języku będzie wyglądało mniej więcej tak: ,,Mam na imię XYZ. Lubię sport. Nie lubię jabłek. Mój ulubiony kolor to zielony. Mam kota. Nienawidzę sprzątać." 

Z kolei na poziomie np. C1 będzie to wyglądać mniej więcej tak: "Mam na imię XYZ, ale przyjaciele nazywają mnie ZXY. Mam alergię na sierść, więc niestety nie mogę mieć żadnego zwierzątka domowego, nad czym bardzo ubolewam. Uwielbiam podróżować w nieznane zakątki świata, mimo że nie znoszę sportu i chodzenia po kilka godzin dziennie. Nienawidzę sprzątać i za każdym razem jak widzę stos brudnych naczyń do zmywania to mam ochotę je potłuc. Interesuję się inwestowaniem w nieruchomości, ponieważ uważam, że to najbezpieczniejsza forma oszczędzania. Póki co takie bajońskie sumy są poza moim zasięgiem, ale czas pokaże... Myślę sobie, że gdybym miał dużo pieniędzy, to na pewno bym nie pracował tylko surfował na Bali."

Powyższe przykłady to oczywiście mój słowopotok i wodze fantazji, ale zapewne dostrzegasz różnice pomiędzy dwoma wersjami. Jednakże wspólny mianownik to "umiejętność wypowiedzenia się o sobie" - zarówno na A1 jak i C1.

Po trzecie jeśli uczysz się języka porządnie i efektywnie to na pewno w jakimś stopniu korzystasz z materiałów autentycznych lub konwersujesz sobie z native'ami. Jeśli tak jest (a chyba innej drogi nie ma), to tak naprawdę nie wiesz za bardzo na jakim poziomie języka jesteś. Artykuł z Daily Mail czy wywiad z Danielem Craigiem nie są zazwyczaj opatrzone nagłówkiem CEFR (tej skali językowej). Otaczasz się żywym językiem, nabierasz intuicji językowej, zaczynasz myśleć w tym języku, stajesz się pewniejszy siebie. Jeśli uczysz się w taki sposób już przez dłuższy czas to tym bardziej tracisz grunt pod nogami, nie potrafisz oszacować swojego poziomu i... bardzo dobrze! Bo to łączy się z:

Po czwarte - przy szacowaniu poziomu liczą się umiejętności PRZEDE WSZYSTKIM aktywne a nie tylko bierne! To, że umiesz wpisać III formę czasownika w lukę, zrozumieć jakiś artykuł, nie oznacza wcale, że równie płynnie napiszesz maila do klienta czy nawet kumpeli albo zaliczysz small talk z kelnerem o pogodzie i o tym który rodzaj frytek jest lepszy i jak amerykańskie ziemniaczki komponują się z wege sałatką będącą specjałem w restauracji do której pójdziesz. Ba! Ukończenie kursu standaryzowanego, na którym się nie pisze i nie mówi, spowoduje, że nawet nie kupisz biletu pociągowego w jedną stronę do miasta B. Bo zje Cię stres, bo masz barierę, bo nigdy takiego zdania samodzielnie nie skleciłeś więc jak w stresującej sytuacji i bezpośredniej konfrontacji z nativ'em (i żywym językiem) miałbyś być w stanie to zrobić? To nie przytyk, tylko próba zmuszenia osoby, które czytają tego bloga do refleksji. Czasem po prostu lepiej nie wiedzieć jaki ma się poziom, ale naprawdę skupić wysiłki na to, co w języku najbardziej istotne - czyli umiejętności komunikacyjne :). 

Po piąte - albo mamy tendencję do zaniżania albo do zawyżania własnych umiejętności. Poza tym trochę zaprzeczę temu co napisałam powyżej -  nie musimy umieć się wypowiedzieć na każdy pojedynczy temat. W języku ojczystym przecież też nie zawsze mamy wyrobioną opinię co do danej kwestii. Przykładowo ja jestem całkowicie antysportową osobą - nie znoszę, nie interesują mnie i omijam szerokim łukiem wszystko co związane ze sportami drużynowymi. Nie wiem o co w tym chodzi, nie rozumiem czym tu się pasjonować, więc tym bardziej się o nich z sensem nie wypowiem ani po polsku, ani w żadnym innym języku. I mam prawo tak mieć, Ty też ;). Jednakże na główne tematy jestem w stanie się wypowiedzieć bez problemu - np. na temat moich zainteresowań, moich planów, mojego dzieciństwa, ochrony zdrowia, zmiany, systemu edukacji, polityki, psychologii, sztuki, społeczeństwa, podroży itd.

I na koniec- czasem też po prostu mamy gorszy dzień i łapiemy się za głowę jak słyszymy jak fatalnie akurat dzisiaj nam się język plącze a wczoraj szliśmy jak burza i.. to się zdarzyć może na każdym poziomie, bo nie jesteśmy robotami a zwoje mózgowe też czasami się przepalają. Gdybyśmy w takim dniu mieli sprawdzany poziom języka, wyszedłby nam zapewne niższy niż w rzeczywistości.

Dlatego prośba ode mnie - przestańcie z tą obsesją na punkcie literki połączonej z cyferką, która rzekomo ma odzwierciedlać Wasz poziom języka. Jasne, starajcie się rozwijać, pracować regularnie i czerpać frajdę z odkrywania nowego języka. Monitorujcie też sytuację - można przecież od czasu do czasu albo zrobić jakiś test (żeby totalnie orientacyjnie, tak mniej więcej wybadać sytuację) albo jeśli naprawdę potrzeba Wam takiego oszacowania (Waszego poziomu języka)- możecie tym celu umówić się na konsultację podczas której doświadczony lektor pomoże Wam to stwierdzić i np. da Wam wskazówki nad czym powinniście popracować. 

Jednakże dobrze by było żeby te poziomy CEFR nie były celem samym w sobie a już na pewno żeby nie działały na Was demotywująco! 😀

Powodzenia z nauką! 

JAKIEGO JĘZYKA WARTO SIĘ UCZYĆ?

Ostatnio na jednej lekcji z moim uczniem dyskusja zeszła na temat  - jakiego języka w ogóle warto się uczyć. Przerzucaliśmy się kontrargumentami a ja czuję się w obowiązku temat ten zgłębić i na blogu, bo taka chyba natura człowieka - skoro wkładamy w coś wysiłek, to chcemy żeby nasze działania były opłacalne... Im większy zysk, tym bardziej dumni i utwierdzeni w podjętej przez nas decyzji się czujemy. Na tapet biorę dzisiaj następujących zawodników - JĘZYKI:

ANGIELSKI vs NIEMIECKI vs HISZPAŃSKI vs FRANCUSKI 


Do dzieła!

Po pierwsze - krótkie słowo wstępu: to moja subiektywna analiza. Nie jestem jasnowidzem ani nie mam szklanej kuli, co oznacza mniej więcej tyle, że nie powiem Ci, że moje refleksje będą cały czas aktualne w ciągle zmieniającym się świecie. A podejmując decyzję o nauce konkretnego języka XYZ, wiedz, że będzie to proces, który w zasadzie nigdy się nie skończy a dojście do biegłego poziomu zajmie Ci minimum kilka lat. 

Po drugie -  najważniejszym i uniwersalnym kryterium najlepiej gdyby był Twój stosunek do tego języka - jeśli bardzo Ci się on podoba, lubisz go, interesuje Cię kultura tego kraju itd. - to świetnie! Jest szansa, że nauka będzie dla Ciebie przyjemnością. Jeśli masz stosunek ambiwalentny, czyli tolerujesz ten język bez nadmiernych ochów i achów - to też ok, bo nadal będziesz w stanie się motywować i być może z czasem przekonasz się co do ,,ładności" wybranego języka. Odradzam natomiast uczenie się na siłę tego, który Ci się nie podoba, który Cię odrzuca, z którym nie masz nic wspólnego i nie chcesz mieć. To wtedy nie zadziała a Ty szybko naukę języka porzucisz.

Jeśli z dwoma pierwszymi punktami jesteś ,,pogodzony" albo chociaż je zaakceptowałeś, to czas na tytułową analizę poszczególnych języków ,,wzdłuż i wszerz" - czyli analizę dotycząca porównania języków w różnych aspektach.

KRYTERIUM: TRUDNOŚĆ JĘZYKA - Który język jest najtrudniejszy?

Po pierwsze - ,,trudność" bądź ,,łatwość" to pojęcia względne. Ale nie chcę odpowiadać wymijająco więc:

👉Angielski -> wszyscy zachwycają się nim na początku - ach! Jaki intuicyjny! Och! Jak mało trzeba odmieniać! Nie ma przypadków! Jaki on wspaniały! ,,Problem" najczęściej zaczyna się później. Im dalej w las, tym bardziej gramatyka staje się mglista, ilość czasów dobija, jakieś multum phrasali po drodze a Anglicy mówią jakby mieli kluski w buzi. I Amerykanie nie lepsi skoro mówią z prędkością kałasznikowa. Oczywiście przy odpowiedniej nauce da się to zrozumieć i ogarnąć bez większych chwili zwątpienia, ale niemniej jednak angielski ma wiele niespodzianek na dalszych etapach nauki.

👉Niemiecki -> wszyscy... nienawidzą go już na samym początku. Pomijam tu podejście osób, którym się niemiecki totalnie nie podoba. Piszę o uczniach chętnych do nauki, ale czujących się na samym początku przytłoczonym rozległą gramatyką. Tutaj trzeba się zmierzyć z rodzajnikami, odmianą przez przypadki, przyimkami, rekcją a i odmiana czasownika nie polega na dodaniu koncówki -ing, -s albo -ed w zależności od czasu, tylko zapamiętać trzeba więcej. I początkowo fakt - trzeba do niemieckiego podejść z dużą dawką cierpliwości, natomiast potem po opanowaniu tego etapu - w zasadzie jest z górki. Czyli odwrotnie niż z angielskim.

👉Hiszpański -> hurra! Taki prosty język! Tak bazujący na łacinie! Taki komunikatywny! I taka prosta wymowa dla Polaków! No musi być prosty skoro esperanto na tym właśnie bazuje, prawda? No... to zależy.. Z językiem hiszpańskim (i językami romańskimi generalnie) trochę jak z angielskim - początkowo super, ale im dalej w las, tym większe wyzwania. Jest dużo odmiany, czasów i sławetny tryb subjuntivo. Trzy koniugacje, mnóstwo nieregularnych i coś co jest i zmorą i atutem - dużo wariantów tegoż języka (Hiszpania, kraje Ameryki Pd. etc.)

👉Francuski -> pozwolę sobie sprafrazować to co napisałam powyżej: ,,Z językiem >francuskim< (i językami romańskimi generalnie) trochę jak z angielskim - początkowo super, ale im dalej w las, tym większe wyzwania. Jest dużo odmiany, czasów i sławetny tryb >le subjonctif<. Trzy koniugacje, mnóstwo nieregularnych czasowników". Do tego dochodzi dosyć wymagająca wymowa (turboistotne!), troszkę bardziej wydłużony czas osłuchiwania się i.. ciekawe liczebniki ;) - kto uczy(ł) się liczebników po francusku, ten rozumie o czym mówię ;).

WERDYKT: REMIS. Wszystkich języków mimo ,,trudności" (przypominam-pojęcie względne) DA się porządnie nauczyć. Zależy to tylko od nas - od samozaparcia, dyscypliny, stosunku do tego języka, mądrze wprowadzanej gramatyki i regularności. Nie ma wymówek! 😏


KRYTERIUM: PODOBIEŃSTWO JĘZYKA DO ANGIELSKIEGO*

*Ten punkt będzie przydatny przede wszystkim dla osób, które znają już choćby średnio angielski.

👉 ANGIELSKI - Moja polonistka (sic!) powiedziała kiedyś: ,,bo angielski to taki przebiegły język - wziął z łaciny to co najlepsze i sobie poszedł a resztę ułożył po swojemu". Niewiele pamiętam z budowy dramatu antycznego, ale zawsze jak myślę o słowie exit to zaczyna mi się kojarzyć z exodusem a ta myśl automatycznie przywołuje powyższą refleksję mojej nauczycielki. Z biegiem czasu myślę sobie jednak, że nie tylko angielski taki przebiegły i sprytny, ale w zasadzie każdy z poniższych języków ma z nim jakiś wspólny mianownik.

👉 HISZPAŃSKI + 👉FRANCUSKI - są językami romańskimi zwanymi >roman languages<, czyli językami które wywodzą się z tradycji antycznego Rzymu - a w starożytnym imperium obowiązywała łacina - więc siłą rzeczy są podobne. Podsumowując: oba bazują na łacinie. No a skoro angielski (patrz: powyższy cytat) też z łaciną wspólnego ma wiele to zagadka rozwiązana. Podobny jest sens niektórych zagadnień gramatycznych - łatwiej zrozumieć czasy przeszłe czy wspomniane tryby łączące znając angielski, bo u nas czas przeszły to czas przeszły i koniec. W angielskim, hiszpańskim i francuskim czasów przeszłych jest kilka i są pod wieloma względami do siebie podobne. Podobnie ze słowami.. Na przykład ambulans: po ang. ambulance, po fr. ambulance, a po hiszp. ambulancia. Po niemiecku to np. Krankenwagen... Weźmy inne słowo: niespodzianka, będzie to odpowiednio: surprise, surprise i sorpresa, auf Deutsch ist das eine Überraschung. 😀

👉 NIEMIECKI - tutaj też podobieństwo do angielskiego jest silne. Może niekoniecznie pod względem łaciny, ale z powodu Denglisch (anglicyzmów na dobre zakorzenionych w niemieckim) i np. czasu Perfekt (Ich habe (czasownik III forma) = I have (czasownik III forma)). Wiele słów pokrywa się z językiem angielskim od samego początku jak choćby nazwy dni miesięcy i dni tygodnia. 

WERDYKT: REMIS (a może nawet z przewagą niemieckiego)


 KRYTERIUM: WYMOWA (brzmienie+ różne dialekty)

👉ANGIELSKI - wbrew pozorom wymowę ma chyba najtrudniejszą. Wielu osobom się >wydaje<, że dobrze wymawiają dane słowo - robią to na czuja i... często nie są rozumiani. W angielskim niestety metoda na czuja się nie sprawdza. Poza słowami, w których pewne literki się totalnie pomija (foreigner, comfortable), niektóre czyta się inaczej (use, useless) a do tego dochodzą dźwięki, których w polskim nie ma np. słynne "th". Pod względem zasad wymowy angielski to bowiem dżungla i owszem... jakieś tam zasady istnieją, ale wyjątków jest więcej niż zasad ogólnych. Ot, taki urok angielskiego :) Zaprzyjaźnienie się ze słownikiem (np.elektronicznym) będzie niezbędne.

👉NIEMIECKI - pomijam tutaj antypatie związane z brzmieniem i powszechną opinię, że ,,niemiecki to nie język, to wada wymowy". Niemiecki jest nierzadko źle nauczany (skupiam się tylko i wyłącznie na wymowie). Ja też miałam w szkole nauczycielkę która takie samo "r" wymawiała w słowach wir, der, Berlin i Realität, używając przy tym tej polskiej wymowy r. Podobnie było z umlautami. A i w sumie końcówkami czasowników (wiR gejEN zamiast "wia gejyn"). Ale moim osobistym zdaniem - wymowa w niemieckim jest dla Polaków prosta. Na pewno łatwiejsza od angielskiego.

👉HISZPAŃSKI - dla Polaków wg mnie wymowa jest stosunkowo łatwa. Sa zasady i specyficzna melodia (jak w każdym języku!), ale z całą pewnością do nauczenia się. Jest za to dużo wariantów i dialektów, co może być zarówno atutem jak i sporym problemem, bo jak się osłuchamy tylko z wersją europejską hiszpańskiego, to może być ciężko zrozumieć wersję z Ameryki Pd. (i odwrotnie)

👉FRANCUSKI - nie znam osoby, kóra by na wymowę francuską choćby w minimalnym stopniu nie narzekała ;). I w głebi serca to narzekanie podzielam, ale rozsądkowo już nie. Fakt... Jest sporo zasad wymowy i na początku ciężko się przestawić, że taki zbitek czytam tak, a takie literki czytamy tak a coś tam w jeszcze inny sposób. Ale z perspektywy czasu stwierdzam, że wymowa francuska jest... wdzięczna. I mam na myśli to, że jak się z nią porządnie osłuchamy i naprawdę ją wyćwiczymy to w zasadzie każde słowo przeczytamy poprawnie, bez względu na to czy je znamy i rozumiemy czy też nie. Przykładowo w angielskim tak to nie działa.

WERDYKT: najtrudniejszy: angielski.


KRYTERIUM: PRZYDATNOŚĆ I POPULARNOŚĆ JĘZYKA

Punkt oczywiście obowiązkowy. Jesteśmy ludżmi i chcemy żeby nasze ,,inwestycje" (czasu, wysiłku, pieniędzy etc.) były opłacalne i maksymalnie przydatne oraz uniwersalne. Rozumiem to doskonale i dlatego połączyłam kryterium: popularność z przydatnością. Dlaczego? Uzasadnienie znajdziecie poniżej.

👉 ANGIELSKI - III najbardziej popularny język, aż 360 mln użytkowników a w Europie chyba najbardziej popularny język obcy. Do tego dochodzi fakt, iż kraje anglojęzyczne są po prostu gospodarczo rozwinięte i politycznie demokratyczne. Są więc ważnymi partnerami biznesowymi oraz częstymi kierunkami emigracji. Stany Zjednoczone, Kanada, Zjednoczone Królestwo, Irlandia, Australia i wiele innych (m.in.wysp). Do tego mają wpływ na kulturę popularną (i nie tylko pop), trafiają do mainstreamu i są po prostu modne. Angielski to esperanto XXI wieku. I taka też moja subiektywna opinia - jeśli miałabym coś doradzić komuś na ślepo, nie znając jego warunków życiowych i planów, to powiedziałabym żeby przygodę z językami obcymi zaczął od angielskiego. Bowiem dla młodego pokolenia English is a must.

👉NIEMIECKI - pod względem statystyk przedstawia się mniej imponująco, ale za to jak zyskuje pod względem jakości. Niemiecki to w dużym uogólneniu i uproszczeniu, dla nas Europejczyków, dla nas Polaków to język urzędowy w najbogatszych krajach europejskich (i nie tylko). Niemcy, Austria, Lichtenstein. Ale także dominujący w Szwajcarii, Luksemburgu, a także używany (bo częściowo uznany za urzędowy, bądź po prostu popularny) w takich krajach jak: Belgia, Namibia. Dania, Włochy, Słowacja a także w Polsce. Warto? Warto! 😀

👉HISZPAŃSKI - II najczęściej używany język, aż 30 krajów, w których jest on językiem dominującym. Jest to także język urzędowy w państwach, które pod względem ekonomicznym określane są jako biedne. Całkowicie odwrotna sytuacja do języka niemieckiego. Niemniej jednak jest jednym z najpopularnijeszych nauczanych języków obcych.Ponadto według statystyk ponad pół miliarda osób się nim posługuje. To naprawdę ogrom! ¡Olé!

👉FRANCUSKI - język dyplomacji i stosunków międzynarodowych. Poza angielskim oraz francuskim ma status języka roboczego w UE. Używany we Francji, Belgii, Szwajcarii, Luksemburgu, Monako, Włoszech, Kanadzie i krajach afrykańskich. Dodatkowo nie jest tajemnicą, że Francuzi nie przepadają za nauką języków obcych i chcąc zwiedzać Francję lepiej komunikować się po francusku... Ponadto słynna ustawa Tourbona zobowiązująca władze państwowe do stosowania języka francuskiego w dokumentach, szkołach, miejscach pracy a nawet w... Dubbingu. C'est la vie...

KRYTERIUM: ZAROBKI

Punkt najbardziej gorący i dla niektórych stanowiący najważniejszy wyznacznik, który... ciężko przewidzieć. 

👉Angielski to must have i ciężko nawet mówić o jego przydatności w kontekście zarobków. Po prostu do większości prac biurowych trzeba go znać i koniec. Dla młodego pokolenia to nie atut a wręcz wymóg podstawowy. Jego znajomość nierzadko decyduje o przyjęciu do pracy, o podwyżce, awansie i wielu innych.

👉Niemiecki w oferatch pracy króluje i to nie tylko na Śląsku i Pomorzu, ale w wielu innych regionach i miastach a to przekłada się na stosunkowo atrakcyjne zarobki. Polacy jeżdżą do Niemiec a Niemcy przejeżdżają do nas, są częstymi partnerami biznesowymi. DE to również stabilne gospodarczo państwo. 

O niemieckim vs hiszpańskim świetny artykuł napisała Agnieszka Drummer, z którą się zgadzam prawie w każdym punkcie z wyjątkiem jednego - jeśli nie znosisz niemieckiego i nie dasz rady się do tego języka przekonać - wybierz inny język, nawet ten wspomniany hiszpański, bo nic na siłę i nawet argumenty Pani Agnieszki mogą Cię nie przekonać i to też jest OK. link do artykułu (KLIK)

👉Hiszpański w Polsce jest językiem powiedziałabym popularnym, ale paradoksalnie w pewnym sensie też ,,niszowym". Jest dużo osób uczących się hiszpańskiego (choć częściej 2gim językiem jest niemiecki a nie hiszpański), ale nie każdy osiąga poziom B2 albo wyższy. A najczęściej takie właśnie poziomy są potrzebne na rynku pracy. Dzięki temu jeśli ma się takie kompetencje, to można trafić na naprawdę niezłe oferty i nie mówię tylko o call center i pracy w szkole językowej. Moja znajoma, prawniczka trafiła na rewelacyjną ofertę pracy w kancelarii, w której na cito potrzebowali prawnika z biegłym hiszpańskim i byli w stanie zapłacić jej prawie każde pieniądze. Gdyby znała niemiecki zarabiałaby najprawdopodobniej bardzo dobrze, ale być może nie miałaby akurat szansy trafić w taką lukę na rynku ;).  Czasem może warto więc ryzykować ;).

👉 Francuski według tendencji rynkowych wraca do łask. Jeśli ktoś marzy o karierze dyplomatycznej albo i międzynarodowej (np.w strukturach UE, w wielu organizacjach międzynarodowych), to myślę, że to dobry wybór. Podobnie w sytuacji, jeśli ktoś po prostu chciałby mieć stałą pracę w jakiejś korporacji, bowiem ofert pracy z tym językiem jest sporo i śledząc tendencję można wysnuć wniosek, że będzie jeszcze więcej.

WERDYKT: Angielski i najlepiej jakiś jeszcze język a nie zginiecie. Jeśli jednak nie starczy Wam chęci na podwójną pracę, to sam angielski statystycznie jest rozsądnym wyborem. Podobną bezpieczną opcją wydaje sie być więc niemiecki.

ALE WIADOMO... Chodzi przecież o konkrety! Polecam więc dociekliwym takie właśnie artykuły: klik , klik , klik . Jeśli nie wierzycie artykułom, to sprawdźcie sami zarobki w interesującej Was branży z danymi językami ;). Research jest zawsze bezpiecznym wyjściem ;). 

KRYTERIUM: ŁATWOŚĆ/DOSTĘPNOŚĆ MATERIAŁÓW - WERDYKT: REMIS! 

Mamy XXI wiek - Google, youtube, Netflixa i wiele innych. Języki są dostępne prawie, że na tacy i bez znaczenia czy chodzi o chiński czy hiszpański.

Mam nadzieję, że post okazał się przydatny i przy okazji trochę motywujący. Wzięłam w swoim porównaniu pod uwagę tylko te 4 języki, ponieważ tylko one stanęły na mojej drodze i miałam okazję się ich uczyć. Nie mam w zwyczaju wypowiadać się na tematy, o których absolutnie nic nie wiem, stąd taki wąski zakres ;).

Jakich języków warto się uczyć według Was albo jakiego języka Wy się lubicie uczyć? 😀