NAUKA JĘZYKÓW - CO SZKOŁA ROBI ŹLE? 10 NAJWIĘKSZYCH BŁĘDÓW

Witajcie w nowym 2022 roku! 

Tym razem post o 10 błędach systemu edukacji w odniesieniu do nauczania języków obcych w przeciętnej szkole. Opisuję je na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń a także znajomych czy moich uczniów. Ciekawa jestem czy macie podobne doświadczenia czy może całkiem inne zdanie na ten temat :)

This is your year, so make the most out of it :). Bez względu na to czy szkoła stoi Wam na drodze, czy nie 😉.

Mam problem z polską edukacją (a raczej przestarzałym pruskim systemem występującym w wielu krajach europejskich). Postaram się w dzisiejszym poście nie popłynąć ze wszystkim co mi w tej kwestii leży na sercu, ale skupić na top 10 błędach w nauczaniu języków obcych, które naprawdę rzucają się w oczy i wyrabiają w kolejnych pokoleniach złe nawyki i błędne przekonania. 

1. LEKCJE JĘZYKÓW OBCYCH SĄ... PO POLSKU

Nic dodać, nic ująć. Nieważne na jakim poziomie i na jakim etapie edukacji. Nauczyciel wita się, sprawdza obecność, wydaje polecenia, tłumaczy gramatykę i słówka, omawia sprawdzian, żegna się i... robi to po polsku. A szkoda! Bo 45 minut przeprowadzone rzetelnie w języku obcym kilka razy w tygodniu to już naprawdę byłoby coś. 

2. NAUKA LISTY SŁÓWEK

Szczególnie współczuję maturzystom, którzy mają kartkówki czy sprawdziany z tego typu ,,cudów" co tydzień, co dwa tygodnie przykładowo z działów "dom", "społeczeństwo", "zwierzęta", "pieniądze" etc. Dzień wcześniej wkuwają na pamięć krótszą lub dłuższą listę słówek, następnie mają za zadanie przetłumaczyć z polskiego na angielski albo z angielskiego na polski podane przez nauczyciela wyrazy... Tydzień później nie pamiętają tych słówek nic a miesiąc później, że w ogóle się czegoś takiego uczyli. W międzyczasie piszą następne bezsensowne kartkówki z kolejnych działów (z efektem takim jak powyżej) i w konsekwencji przed maturą zamiast popisywać się super znajomością zaawansowanego słownictwa nie pamiętają już nic. Jest stres, frustracja i moje znienawidzone podjeście ,,kurczę staram się, ale ja to jednak nie mam talentu do nauki języków". Kurtyna.

Przy okazji, o tym jak się uczyć słów w języku obcym pisałam tutaj.

3. PRZERABIANIE CAŁEJ GRAMATYKI 

Post o nauce gramatyki planuję i planuję, ale kiedyś się pojawi na pewno. Tym razem opiszę ogólnikowo - złym i nieefektywnym jest przerabianie całego działu gramatycznego na raz. Pamiętam jak dziś, w pewien mniej lub bardziej słoneczny poranek nauczycielka angielskiego przyszła na naszą lekcję (mieliśmy 2 angielskie pod rząd) i oznajmiła, że dziś obie lekcje będą poświęcone conditionalom, czyli okresom warunkowym. I bez ociągania się od razu przeszliśmy do tworzenia notatki w zeszycie dot. informacji ogólnych odnośnie do okresów warunkowych w języku angielskim, a następnie po kolei opisywaliśmy struktury Conditionala 0, 1, 2, 3. + jak i kiedy się ich używa. Dowiedzieliśmy się też, że co prawda jeszcze są warianty mieszane, ale to dopiero w gimbazie albo w liceum. I fajnie, notatki z czystego sentymentu mam do dziś. Tylko teraz mam dla Was zagadkę - ile osób z mojej klasy po tak wprowadzonej gramatyce naprawdę umiało te conditionale dobrze - zarówno w mowie, jak i w piśmie? A kolejna zagadka - kto potrafił zastosować conditional 2 i 3 bez zająknięcia? Zdradzę Wam obie te tajemnice - NIKT. 

Dlaczego? Bo to właśnie wprowadzanie gramatyki w formie całego działu na raz, zamiast ,,kawałek po kawałku" powoduje chaos w głowie ucznia, poczucie ,,braków" w gramatyce i nieumiejętność zastosowania tego w praktyce. Podobnie z wishami, czasami etc. W przypadku języków romańskich problem jest już nawet na samym początku, bo każda osoba (w liczbie pojedynczej i mnogiej) ma inną końcówkę w odmianie czasownika a w bonusie mamy czasowniki należące do 3 koniugacji i jeszcze nieregularne... Do tego dochodzi fakt, że czasowniki te trzeba odmienić przecież przez czasy i tryby. I wprowadzając to wszystko na raz uczeń ma nikłe szanse na przeprocesowanie tej wiedzy i zastosowanie jej płynnie w praktyce - w mowie czy piśmie. Takie mamy realia. 

4. SŁUCHANIE TYLKO NA LEKCJI 

Ten błąd dzieli się na najczęstsze dwa grzechy główne:

  • słuchanie standaryzowanych i przez to uproszczonych słuchanek 
  • brak kładzenia nacisku na umiejętność słuchania w procesie nauki języków obcych, co z kolei przekłada się na to, że uczeń poza lekcjami nic nie robi 

Dlaczego to takie złe? Słuchanie sztucznego, uproszczonego tekstu nie przybliża nas do opanowania języka. Nie rozumiemy ani słowa jak stykamy się z prawdziwym językiem obcym - w filmie czy w rozmowie z nativem. To po prostu marnowanie czasu. 

Z kolei nieegzekwowanie od uczniów ćwiczenia słuchania języka obcego w domu, powoduje, że uczniowie nie robią tego na własną rękę. I ja im się kompletnie nie dziwię! Natomiast warto się zastanowić czy szkoła ma się tylko ,,bawić" w naukę języków obcych, czy naprawdę skutecznie dbać o użyteczne w XXI wieku kompetencje ludzi, którzy w końcu opuszczą jej mury i będą musieli odnaleźć się na polskim (i globalnym) rynku pracy...

O tym jak słuchać, żeby się naprawdę osłuchać pisałam w osobnym poście.

5. BAZOWANIE TYLKO NA STANDARYZOWANYCH KSIĄŻKACH

Podobnie jak w punkcie 4 - czytanie sztucznego, uproszczonego tekstu nie przybliża nas do opanowania języka. Nie umiemy w ten sposób zapamiętać słówek, ani ich użycia we właściwym kontekście. Czytanie zdydaktyzowanych tekstów jest też po prostu nudne i zniechęcające. Tracimy też możliwość poznania slangu i naprawdę użytecznych słów i wyrażeń a zastępujemy je jakimiś bzdurami typu "beardrill". Bear drill pochodzi z jakże pasjonującej czytanki z podręcznika Inside Out i oznacza... czynności, które należy wykonać żeby ustrzec się przed atakiem niedźwiedzia. No faktycznie jest to słówko pierwszej potrzeby, które z pewnością się przyda podczas podróży do Londynu...

6. ZA MAŁO MÓWIENIA / MÓWIENIE W STRESUJĄCEJ ATMOSFERZE

Każdy ma inną psychikę, radzenie sobie z przemawianiem ,,publicznym" czy sklecaniu wypowiedzi w sytuacji, w której jest poddany ocenie (dosłownie!). Po pierwsze - w szkole się nie mówi na lekcjach języka obcego - bo czasu za mało, bo z materiałem trzeba gonić, bo uczniów za dużo. W efekcie nie mówi się praktycznie w ogóle. A jeśli już raz na ruski rok trzeba się odezwać w języku obcym to najczęściej podczas:

  • odpytywania ze słówek (co nie jest ćwiczeniem swobodnej rozmowy!)
  • odpowiedzi ustnej - słówka+grama
  • wypowiedzi dłuższej, którą zestresowany uczeń ma w zasadzie wyrecytować przed nauczycielem i resztą klasy, czyli jednoosobowe show generujące nierzadko drwiny i szyderstwo ze strony rówieśników
  • dialogów między uczniami siedzącymi razem w ławce - czegoś co odbywa się bez feedbacku nauczyciela i bez jego kontroli.
7. NIE ZWRACANIE UWAGI NA WYMOWĘ (!)

W swojej szkolnej ,,karierze" osobiście zetknęłam się z nauczycielami popełniającymi następujące błędy: useless czytane jako juzles, Poland jako poland, tongue jako tondż, world jako łord, word też jako łord i mogłabym tak dalej wymieniać. I nie zrozumcie mnie źle - nie mam pretensji do nauczycieli o to, że popełniają błędy jak każdy normalny człowiek. Ale mam pretensję gdy idą w zaparte albo gdy nie są czegoś pewni i nie chcą danej rzeczy sprawdzić.
Wymowa (nie akcent!) jest BARDZO ważna. To właśnie zła wymowa powoduje, że obcokrajowcy nas nie rozumieją a nie błędne użycie jakieś konstrukcji gramatycznej czy czasu.

8. PODCINANIE SKRZYDEŁ

To, że czasem w szkole łatwiej o depresje niż zdrową motywację - to temat rzeka. Ale w tym punkcie chodzi mi o dzielenie uczniów na ,,dobrych i złych", podcinanie skrzydeł tym, którzy nie są wybitni zamiast dać im szansę. Nierzadko brakuje empatii, cierpliwości i zrozumienia. Miałam to szczęście, że języki kochałam już będąc w szkole i przez to szło mi nieźle, ale nieraz byłam świadkiem kąśliwych uwag rzucanych do tych ,,mniej zdolnych". Oczywiście cała klasa miała potem z takich uczniów bekę a to zostaje z człowiekiem, wpływa na jego samoocenę i paraliż przed działaniem - bo to wiąże się z popełnianiem błędów, a błędy to przecież drwiny i krytyka. Czasem ,,metodą wychowawczą" i metodą mającą zagwarantować spokój i dyscyplinę na lekcji jest też wprowadzanie stresującej atmosfery -  terroru. Sprawy nie ułatwia też brak partnerstwa w relacjach szkolnych, tylko poczucie wyższości nauczyciela mającego swoistą ,,władzę" nad o wiele niższymi w hierarchii uczniami. A wisienką na torcie jest nakaz zwracania się do magistra per Pani(e) Profesor(ze). W takich warunkach nie da się efektywnie przyswajać wiedzy. 

9. OCENY 

I kolejny błąd systemu, czyli oceny, które nie są żadnym, ale to absolutnie żadnym miernikiem czyjejś wiedzy czy umiejętności. I znowu - nie zrozumcie mnie źle. Otrzymanie feedbacku i omówienie błędów jest super! To nas umacnia, rozwija i pozwala po prostu stawać się lepszym w tym co robimy. Ale ocena niedostateczna z pokryklanym na czerwono przez nauczyciela sprawdzianem nie stanowi motywacji do działania. Są badania naukowe dotyczące tego, że uczniowie o wiele lepiej uczą się na błędach jeśli ich prace są sprawdzane zielonym. Niby pierdoła, niby roszczeniowa młodzież a jednak trzeba przyznać, że w taki sposób sprawdzona praca nie wygląda tak totalnie agresywnie. Jeśli jeszcze nauczyciel ma poczucie humoru i narysuje buźkę czy choćby plusem zaznaczy te fragmenty, których jednak uczeń nie skopał (=które miał dobrze), to naprawdę jest się z czego cieszyć. Bo takie głupoty naprawdę umacniają, motywują i pozwalają wierzyć w siebie. A nie wypowiedziane kąśliwym tonem z poczuciem wyższości "Kowalski siadaj, jesteś do niczego, jedynka". 

10. CZASEM NIEKOMPETENTNI NAUCZYCIELE ORAZ NIEZAANGAŻOWANI UCZNIOWIE

Niekompetentni to pół biedy - niekompetentni, znudzeni i niechcący stać się kompetentnymi to jest prawdziwy problem. Przejawia się to nie tylko w uczeniu złej wymowy, czy tworzeniu nowych słów (ananas to po angielsku ananass, tylko pamiętajcie o dwóch "s" na końcu - autentyk!). Przejawia się to bowiem przede wszystkim w tym, że nie zostawiają pola do ,,niepewności". Nie wiedzieć to coś normalnego, tylko w takiej sytuacji zamiast iść w zaparte najlepiej byłoby powiedzieć: "nie wiem, ale sprawdzę i dam Wam odpowiedź na kolejnej lekcji". Taką postawę szanuję bardzo. :)

Kompetentny nauczyciel to też osoba, która rozwija się w dziedzinie, której uczy. Przynajmniej ja to tak postrzegam. Nie chciałabym skorzystać z usług lekarza czy doradcy podatkowego, który od czasu zdobycia uprawnień zawodowych przez ponad dekadę nie aktualizował wiedzy ani w żaden inny sposób się nie rozwijał. W przypadku nauczycieli języków kompetencją jest też wykorzystywanie ciekawych narzędzi np. internetu na lekcji, podcastów czy innych cennych źródeł dostępnych w sieci za darmo. Powiem więcej, brak wykorzystywania narzędzia typu internet w zasadzie do nauki czegokolwiek prowadzić może do bezradności wyuczonej. Jeśli by dać dzieciom wędkę zamiast ryby i pokazać, że w nauce języków 80% można zrobić samodzielnie właśnie poprzez umiejętne wykorzystanie sieci, to zaktywizowałoby to uczniów do samodzielnej pracy. Bo młodzież zobaczyłaby, że:

  • zdania, które napisali ,,na brudno" przed oddaniem nauczycielowi wypracowania można  samemu sprawdzić poprzez wpisanie frazy w cudzysłów w przeglądarce Google,
  • są słowniki online gorsze i słowniki lepsze i warto wiedzieć z których warto korzystać,
  • sprawdzenie wymowy danego słówka może trwać maksymalnie kilka sekund jak się wie gdzie i jak tego szukać,
  • ciekawe materiały są na wyciagnięcie ręki,
  • uczenie się języków poprzez piosenki to naprawdę genialny sposób (konkrety opisałam tutaj),
  • umówienie się z nauczycielem-nativem na lekcję 1:1 może być szybsze i tańsze niż zajęcia grupowe na kursie,
  • instagram może być genialnym narzędziem do nauki języków jak się obserwuje wartościowe konta (podobnie z youtubem).

Żeby nie było, że tylko narzekam na nauczycieli - uczniowie idealni nie są :). Myślę, że problemem może być brak jasnego celu w nauce języków, czy w zasadzie w nauce czegokolwiek. Nikt młodym ludziom nie stara się wyjaśnić po co naprawdę warto uczyć się języków. I nie mam tutaj na myśli wyświechtanego argumentu w stylu "ucz się angielskiego, bo wymagają tego w pracy". Już widzę jak 10-o letnie dziecko z radością będzie codziennie poświęcać czas na języki, bo za 10 lat przyda mu się to w CV. Faktem jest, że młodzież jest przebodźcowana i znudzona wieloma rzeczami. Z drugiej strony czy w takiej sytuacji prawdziwym wyzwaniem dla dobrego nauczyciela (które powinien podjąć) nie powinno być urozmaicenie zajęć i zaciekawienie uczniów? Pokazanie, że nauka języka obcego w dzisiejszych czasach może być łatwa, przyjemna i relatywnie szybka, a przede wszystkim skuteczna? Że ten proces można łatwo wpleść w codzienność choćby poprzez oglądanie seriali na Netflixie? I generalnie, że języki to klucz do zglobalizowanego świata i w ogóle +100 do bycia cool? 

Za powyższe błędy winy nie ponoszą wyłącznie nauczyciele. Winny jest cały system edukacji, który moim zdaniem - w tym kształcie i formie co obecnie, w XXI wieku - bardziej przeszkadza niż pomaga. Najprostszym przykładem jest właśnie nauczanie języków obcych w przeciętnej szkole. Nie czarujmy się język angielski jest w programie nauczania od 1 klasy szkoły podstawowej. Jeszcze więcej godzin jest zwykle w gimnazjum. W liceum tym bardziej. Łącznie: 6 lat podstawówki + 3 lata gimnazjum + 3 lata liceum (nie mówiąc o tym, że niektórzy język obcy mieli już w przedszkolu) = 12 lat nauki języka.  I co przeciętny uczeń potrafi po ponad dekadzie edukacji? Zdać maturę na poziomie B1 ew. rozszerzenie na poziomie B2, nierzadko mając przy tym barierę językową, czyli de facto nie będąc nawet na wspomnianych poziomach. Przy dobrze wyrobionych w uczniach nawykach, efektywnie prowadzonych lekcjach i odpowiednich wymaganiach (i egzekwowaniu) pracy własnej przeciętny uczeń powinien być minimum na mocnym poziomie C1. Nie mówiąc już o tym, że wg wytycznych Rady Europy poziom b2 można osiągnąć po ok. 600h nauki. Krótko mówiąc - jeśli człowiek poświęciłby codziennie ok. 2 godziny na efektywną naukę, to do B2 dobiłby po niecałym roku. A nie 12 latach! 

A na koniec - muszę, bo się uduszę.😃Dwa filmy dot. edukacji (również wpisujące się w tematykę "co szkoła robi źle"). Polecam bardzo:

  • Angelika Talaga - Co szkoła robi z mózgami dziećmi? klik
  • Sir Ken Robinson - Do schools kill creativity? klik

A jakie Wy dostrzegacie błędy w edukacji szkolnej? A może wręcz przeciwnie - jesteście zadowoleni i macie dobre doświadczenia? :)

Trzymam kciuki za Waszą naukę i życzę wszystkiego co najlepsze w 2022r!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz