A1, B2 CZY C1? POZIOM ZNAJOMOŚCI JĘZYKA OBCEGO - SKOŃCZ PROSZĘ W KOŃCU Z TĄ OBSESJĄ

W tym poście chciałabym się odnieść do klasyfikacji znajomości (kompetencji językowych) języka obcego według Europejskiego Systemu Opisu Kształcenia Językowego, ESOKJ (ang. Common European Framework of Reference for Languages, CEFR) i tego dlaczego źle to pojmujemy.

Klasyfikację przyjęła Rada Europy, wprowadzając sześć poziomów oznaczonych wielką literą i dodatkowo cyfrą: 

A1 – początkowy/początkujący, 

A2 – podstawowy/przed średniozaawansowanym, 

B1 – niższy średniozaawansowany, 

B2 – wyższy średniozaawansowany, 

C1 – zaawansowany, 

C2 – biegły/profesjonalny. 

Z czego poziom A1 odpowiada najmniejszej biegłości, a poziom C2 – największej.

Tyle tytułem wstępu. A teraz do sedna.

Po pierwsze przedstawiona powyżej klasyfikacja jest SZTUCZNYM podziałem (w końcu jakoś trzeba było ustandaryzować poziomy znajomości języka, stworzyć jakiś ogólny punkt odniesienia) - i dobrze! Jeśli podejdziemy do tego zdroworozsądkowo z nutą dystansu to wręcz świetnie.

Niestety, wiele osób wcale nie podchodzi do tego tak lekko... Dlaczego?

Po pierwsze jesteśmy przyzwyczajeni do standaryzowanych książek do nauki a one przecież są określone A1, A2, B1, etc. Poza tym przecież zdajemy certyfikaty FCE, CAE, IELTS, które także wpisują się w przedstawioną powyżej klasyfikację. ALE! To, że przerobimy jakąś tam książkę - nieważne czy w szkole, czy na kursie czy samemu, to nie oznacza wcale, że jesteśmy na poziomie tego podręcznika (!). Nie da się wpakować całego poziomu języka (obojętnie czy z półki A, B czy C) do 1 książeczki, która na dodatek składa się z zadań abcd czy uzupełniania luk. I tym sposobem przechodzimy do punktu drugiego. 

Po drugie mamy często mylne wyobrażenia na temat tychże poziomów. W oczach większości osób wygląda to mniej więcej tak: poziom A jest utożsamiany z umiejętnością przedstawienia się, liczenia w języku obcym, znajomości podstawowych przymiotników (old, new, nett, gut) i nazw dni tygodnia. Z kolei średniozaawansowany to już coś więcej niż poziom A, wtedy człowiek nawet sobie jakoś radzi, coś tam mu się myli a poziom zaawansowany to w ogóle level master i trzeba totalnie wymiatać. "Wiadomą" sprawą jest, że w sumie to się do poziomu C nie umie mówić, bo albo "nie trzeba" (grrrr!). Bo przeca to za niskie poziomy żeby trzeba było płynnie mówić... Oczywiście podpuszczam Was! Wiem, że wiele osób tak myśli bo i ja kiedyś też tak myślałam... I've been there, done that... A tymczasem muszę wyprowadzić Was z błędu, skoro i mnie kiedyś olśniło...

Płynnie mówić powinniśmy być w stanie na każdym poziomie zaawansowania! Tak, na podstawowym również! Ba! Na każdym poziomie powinno się być w stanie rozmawiać w zasadzie na każdy temat! Weźmy sobie coś całkowicie bazowego, jak umiejętność mówienia o sobie:

Na poziomie podstawowym mówienie o sobie w jakimkolwiek języku będzie wyglądało mniej więcej tak: ,,Mam na imię XYZ. Lubię sport. Nie lubię jabłek. Mój ulubiony kolor to zielony. Mam kota. Nienawidzę sprzątać." 

Z kolei na poziomie np. C1 będzie to wyglądać mniej więcej tak: "Mam na imię XYZ, ale przyjaciele nazywają mnie ZXY. Mam alergię na sierść, więc niestety nie mogę mieć żadnego zwierzątka domowego, nad czym bardzo ubolewam. Uwielbiam podróżować w nieznane zakątki świata, mimo że nie znoszę sportu i chodzenia po kilka godzin dziennie. Nienawidzę sprzątać i za każdym razem jak widzę stos brudnych naczyń do zmywania to mam ochotę je potłuc. Interesuję się inwestowaniem w nieruchomości, ponieważ uważam, że to najbezpieczniejsza forma oszczędzania. Póki co takie bajońskie sumy są poza moim zasięgiem, ale czas pokaże... Myślę sobie, że gdybym miał dużo pieniędzy, to na pewno bym nie pracował tylko surfował na Bali."

Powyższe przykłady to oczywiście mój słowopotok i wodze fantazji, ale zapewne dostrzegasz różnice pomiędzy dwoma wersjami. Jednakże wspólny mianownik to "umiejętność wypowiedzenia się o sobie" - zarówno na A1 jak i C1.

Po trzecie jeśli uczysz się języka porządnie i efektywnie to na pewno w jakimś stopniu korzystasz z materiałów autentycznych lub konwersujesz sobie z native'ami. Jeśli tak jest (a chyba innej drogi nie ma), to tak naprawdę nie wiesz za bardzo na jakim poziomie języka jesteś. Artykuł z Daily Mail czy wywiad z Danielem Craigiem nie są zazwyczaj opatrzone nagłówkiem CEFR (tej skali językowej). Otaczasz się żywym językiem, nabierasz intuicji językowej, zaczynasz myśleć w tym języku, stajesz się pewniejszy siebie. Jeśli uczysz się w taki sposób już przez dłuższy czas to tym bardziej tracisz grunt pod nogami, nie potrafisz oszacować swojego poziomu i... bardzo dobrze! Bo to łączy się z:

Po czwarte - przy szacowaniu poziomu liczą się umiejętności PRZEDE WSZYSTKIM aktywne a nie tylko bierne! To, że umiesz wpisać III formę czasownika w lukę, zrozumieć jakiś artykuł, nie oznacza wcale, że równie płynnie napiszesz maila do klienta czy nawet kumpeli albo zaliczysz small talk z kelnerem o pogodzie i o tym który rodzaj frytek jest lepszy i jak amerykańskie ziemniaczki komponują się z wege sałatką będącą specjałem w restauracji do której pójdziesz. Ba! Ukończenie kursu standaryzowanego, na którym się nie pisze i nie mówi, spowoduje, że nawet nie kupisz biletu pociągowego w jedną stronę do miasta B. Bo zje Cię stres, bo masz barierę, bo nigdy takiego zdania samodzielnie nie skleciłeś więc jak w stresującej sytuacji i bezpośredniej konfrontacji z nativ'em (i żywym językiem) miałbyś być w stanie to zrobić? To nie przytyk, tylko próba zmuszenia osoby, które czytają tego bloga do refleksji. Czasem po prostu lepiej nie wiedzieć jaki ma się poziom, ale naprawdę skupić wysiłki na to, co w języku najbardziej istotne - czyli umiejętności komunikacyjne :). 

Po piąte - albo mamy tendencję do zaniżania albo do zawyżania własnych umiejętności. Poza tym trochę zaprzeczę temu co napisałam powyżej -  nie musimy umieć się wypowiedzieć na każdy pojedynczy temat. W języku ojczystym przecież też nie zawsze mamy wyrobioną opinię co do danej kwestii. Przykładowo ja jestem całkowicie antysportową osobą - nie znoszę, nie interesują mnie i omijam szerokim łukiem wszystko co związane ze sportami drużynowymi. Nie wiem o co w tym chodzi, nie rozumiem czym tu się pasjonować, więc tym bardziej się o nich z sensem nie wypowiem ani po polsku, ani w żadnym innym języku. I mam prawo tak mieć, Ty też ;). Jednakże na główne tematy jestem w stanie się wypowiedzieć bez problemu - np. na temat moich zainteresowań, moich planów, mojego dzieciństwa, ochrony zdrowia, zmiany, systemu edukacji, polityki, psychologii, sztuki, społeczeństwa, podroży itd.

I na koniec- czasem też po prostu mamy gorszy dzień i łapiemy się za głowę jak słyszymy jak fatalnie akurat dzisiaj nam się język plącze a wczoraj szliśmy jak burza i.. to się zdarzyć może na każdym poziomie, bo nie jesteśmy robotami a zwoje mózgowe też czasami się przepalają. Gdybyśmy w takim dniu mieli sprawdzany poziom języka, wyszedłby nam zapewne niższy niż w rzeczywistości.

Dlatego prośba ode mnie - przestańcie z tą obsesją na punkcie literki połączonej z cyferką, która rzekomo ma odzwierciedlać Wasz poziom języka. Jasne, starajcie się rozwijać, pracować regularnie i czerpać frajdę z odkrywania nowego języka. Monitorujcie też sytuację - można przecież od czasu do czasu albo zrobić jakiś test (żeby totalnie orientacyjnie, tak mniej więcej wybadać sytuację) albo jeśli naprawdę potrzeba Wam takiego oszacowania (Waszego poziomu języka)- możecie tym celu umówić się na konsultację podczas której doświadczony lektor pomoże Wam to stwierdzić i np. da Wam wskazówki nad czym powinniście popracować. 

Jednakże dobrze by było żeby te poziomy CEFR nie były celem samym w sobie a już na pewno żeby nie działały na Was demotywująco! 😀

Powodzenia z nauką! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz